"Punkt Przełomu"
Syknęła boleśnie, przemywając rany chłodną wodą. Zatamowała krwotok i przeglądając się w lustrze, skrzywiła twarz niemrawo.
Koszmar odszedł, ale wpłynął na jej ciało w dość nienaturalny sposób; zraniła sama siebie, wiedząc, że to może zdarzyć się ponownie. Niechętnie westchnęła i wróciła do łóżka, długo patrząc w sufit. Bała się ponownie zasnąć, ale w końcu przegrała znużona zmęczeniem poprzedniego dnia.
Obudziła się po spokojnie przespanych czterech godzinach i wstała powoli, przeciągając się lekko. Czekał ją kolejny pracowity dzień, niewiele różniący się od poprzednich. Pośpiesznie udała się do odświeżacza, a gdy jej ciało lśniło czystością - wsunęła firmowe ubranie, wiążąc włosy w koński ogon. Rozkloszowana spódnica zapewniała wystarczająco swobody, by dało się ukryć miecz świetlny. Przypięty skórzanym pasem do uda obijał się o nie pokrzepiająco, dając jej chociaż pozorną świadomość panowania nad sytuacją. Oczywiście mężczyźni często próbowali obłapić jej nogi, ale refleks Jedi zawsze ostrzegał i pozwalał nadstawić drugie, pozbawione bonusu udo. Do tej pory jej się to udawało... i nie zanosiło się na żadną zmianę.
Westchnęła i wyszła na zaplecze, posłała szczery uśmiech niosącym tace z drinkami kelnerkom i wyszła na salę barową; w jej nozdrza uderzył zapach taniej wody kolońskiej, męskiego potu i mieszanek alkoholowych, serwowanych przez stojącą za ladą Irinę.
Tenebris przestąpiła z nogi na nogę i eleganckim krokiem podeszła do koleżanki, dając jej znak dłonią; Irina od razu go odczytała i podając wysokiemu człowiekowi szklaneczkę wypełnioną różową cieczą zeszła na zaplecze, kończąc własną zmianę. Czarnowłosa miała dziś pracować krótko; jedynie 3 do 4 godzin, co stanowiło rekordowo krótki czas w ostatnim tygodniu. Uśmiechnęła się do lustrującego ją spojrzeniem ciekawych oczu Rodianina i nachyliła się do niego, wyczuwając, że chce o coś zapytać.
— Macie coś... mocniejszego? — spytał, bębniąc palcami w gładkie drewno.
Uniosła brew, sięgając po wysoką szklankę, zwężającą się u dołu.
— Zależy na co — mruknęła. — Różne rzeczy oblewa się w różny sposób...
— Rzuciła mnie... — zaskomlił wylewnie. — Ta suka mnie zostawiła dla jakiegoś bogatego buca...
Tenebris westchnęła. Często miała do czynienia z samotnymi mężczyznami, szukającymi pociechy w alkoholu po zakończonym, burzliwym związku.
Sięgnęła po niebieską butelkę i wlała do 2/4 naczynia, po czym resztę wypełniła zielonym płynem. Na wierzch sypnęła różowy proszek i podsunęła Rodianinowi pod nos.
— Do dna — wymruczała czule. — Pierwszy na koszt firmy...
Zarejestrowała jak obcy patrzy na nią z wdzięcznością i jednym haustem wypróżnia szklaneczkę.
W ciągu jej zmiany trafiły się trzy złamane serca, jeden kutas, chcący zdradzać swoją panienkę i pięciu kolesi, opłakujących wpadki ze swoimi damami. Bo antykoncepcja była taka droga...
W ogólnym rozrachunku zmiana była dość przyjemna, zero bójek, żadnych pseudio-gwałcicieli... sielanka.
Wymieniła ją wysoka brunetka o ciemnych, brązowych oczach, której imienia Tenebris nie znała. Odpowiedziała na jej uśmiech i zeszła na zaplecze, chcąc wykonać pozostałą część swojej pracy.
Dmuchnęła w zakurzoną szafkę, kaszląc cicho, gdy kurz dostał się do jej nozdrzy. Przetarła butelki szmatką i ustawiła w innej kolejności. Żadna z mieszanek nie wydawała się nieświeża. Sięgnęła po pękaty słoik, wypełniony fioletową cieczą i spojrzała na niego z fascynacją. Kolor tak bardzo przypominał ostrze jej miecza... Tak bardzo kojarzył się przyjemnym metalem, ciążącym w dłoni, gdy wymachiwała światłem z morderczą precyzją. Westchnęła z tęsknotą i przygryzła usta. Tęskniła, to na pewno. Wydawała się teraz sobie taka dorosła, w porównaniu z dziecinnością w zakonie. Jej dzieciństwo skończyło się wraz z opuszczeniem murów świątyni...
Gdyby jednak ktoś spytał ją, czy żałuje podjętej decyzji, nie wahałaby się przed odpowiedzią. Nie żałowała.
Westchnęła, zerkając na holoprzekaźnik w rogu kanciapy. Wskazywał późną godzinę. Godzinę świadczącą o tym, że powinna już skończyć...
Odsunęła się od szafek i chwyciła czarny, plastykowy worek, chcąc zwieńczyć pracę wyrzuceniem śmieci; w związku z czym udała się do tylnego wyjścia i powoli przekroczyła próg.
Stanęła na palcach i wrzuciła odpady do zsypu, po czym otrzepała dłonie i odwróciła się w kierunku drzwi.
Postąpiła kilka kroków i znieruchomiała, słysząc cichy płacz, dobiegający jej uszu. Wyraźnie dostrzegała ciche, dziecięce szlochanie; ale stłumione w jakiś niewytłumaczalny sposób. Podążyła za dźwiękiem, wyczulona na otaczający ją świat. Odruchowo przelotnie oparła dłoń na udzie i opierając się o ceglany, stary mur posunęła naprzód, skupiając się na Mocy. Puściła wici, chcąc wysondować okolicę, ale niewiele jej to dało. Mistrzowie nie mylili się na pewno w jednym; była słaba. Cholernie słaba. Popełnili jednak inny błąd, myśląc, że mogą ją wysłać na korpusy rolnicze.
Nie była stworzona do takiego życia i przechytrzyła przeznaczenie, uciekając od podłego losu.
Wyjrzała delikatnie zza osłony i dostrzegła dwóch mężczyzn; jeden był wysokim Twi'lekiem, a drugi o głowę niższym człowiekiem. Kojarzyła ich oboje. Byli dziś w barze, zamówili podwójne drinki i zostawili sporo gotówki.
Później jej wzrok trafił na coś jeszcze. Małą, bezbronną dziewczynkę, z przerażeniem przyciśniętą plecami do ściany. Nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Bluzkę miała w połowie zerwaną; odsłaniała jej nagie, dziecięce ciało i niewyrośniętą, drobną pierś. Tenebris zasłoniła usta dłonią, zaskoczona sceną, rozgrywającą się na jej oczach. Twi'lek sięgnął do krocza dzieciaka, opierając masywną dłoń na jej drobnym udzie. Człowiek tylko się śmiał i klaskał w dłonie, gdy maluch z przerażeniem błagał o litość.
W oczach ofiary zalśniły łzy, załkała żałośnie i otworzyła usta, gdy mężczyzna zakneblował ją rąbkiem koszuli. Bris zadrżała, sięgając dłonią do miecza.
Człowiek zbliżył się nieco i nagłym, gwałtownym ruchem przycisnął dziewczynkę do ściany, łapiąc za kark i śmiejąc się gardłowo. Przesunął oślizgłymi ustami po jej drobnej szyi i przyparł kolanem, mrucząc lubieżnie.
Tenebris sparaliżował strach. Nie mogła nie zareagować. Tam właśnie gwałcono małe dziecko. Ale co miała zrobić? Była tylko barmanką. Nie pobiegnie po szefa. Maluch nie przeżyje do tego czasu. Jeśli zareaguje to ona trafi na jej miejsce. Jeśli tego nie zrobi, wyrzuty sumienia będą ją gnębić do końca świata. Słuszne wyrzuty sumienia.
Istniała jeszcze trzecia alternatywa.
Sięgnęła pod spódnicę i zacisnęła dłoń na metalowym cylindrze. Mogła go użyć. Mogła uratować dziecko. Mogła...
Ale wtedy się zdradzi. Wtedy będzie musiała odejść. Wtedy straci kolejne życie, które dopiero co rozpoczęła.
Do jej uszu dobiegł dźwięk zamka błyskawicznego. Zobaczyła jak Twi'lek rozpina rozporek, a człowiek opuszcza spodnie.
Tego było już za wiele.
Wyszarpała miecz świetlny i uruchamiając fioletowe ostrze skoczyła wprzód tnąc z niezwykłą precyzją. Człowiek opadł na ziemię, trzymając się za kikut penisa. Twi'lek krzyknął przeraźliwie, padając na ziemię skrócony o pierdoloną głowę.
Nie miała poczucia winy. Nie żałowała śmierci, jaką zadała. Spojrzała w oczy leżącego mężczyzny. Znał ją. Widziała, że ją poznał.
— Jesteś... jesteś Jedi... — wyskomlił żałośnie, jęcząc w agonalnym bólu.
Kiwnęła głową.
— A ty trupem...
I machnęła zamaszyście i jego pozbawiając życia.
Spojrzała w bok na przerażoną dziewczynkę. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i powoli zbliżyła, chcąc uspokoić zrozpaczonego malucha. Wyciągnęła dłoń, chcąc użyć Mocy, ale i teraz Moc ją opuściła. Posunęła się naprzód...
Dziecko krzyknęło i rozpłakało się rzewnie, padając na małe kolanka. Zwinęło w pozycję embrionalną i ryczało gorzko, bojąc się tego strachu. Tego czarnego jak diabeł koszmaru, stojącego nad nią z fioletową pałką. Drżało na całym ciele, zanosząc się szlochem. Drżało, nie wiedząc, co uczynić.
A Tenebris uciekła, czując w Mocy zbliżającą się obecność. Obecność dwóch ludzi, zbawionych zamieszaniem.
I czym prędzej rozmyła się w powietrzu, chcąc uniknąć niepotrzebnego rozgłosu.
Jeszcze tego samego dnia ulotniła się z miejsca pracy. Jeszcze tego samego dnia, okryta płaszczem, z kapturem naciągniętym na głowę szwendała się po ulicach Coruscant, nie wiedząc, co ze sobą począć. Nie wiedząc, co zrobić. Straciła kolejne życie, kolejną szansę. Kolejny cel...
Znowu wróciła do martwego punktu. Znowu wróciła do sytuacji wyjściowej. Znowu musiała skupić się na ogłoszeniach w HoloNecie, szukając nowej roboty. Szukając roboty, którą zarobi na własne utrzymanie.
Miała na to całą wieczność.
Uniosła brew, sięgając po wysoką szklankę, zwężającą się u dołu.
— Zależy na co — mruknęła. — Różne rzeczy oblewa się w różny sposób...
— Rzuciła mnie... — zaskomlił wylewnie. — Ta suka mnie zostawiła dla jakiegoś bogatego buca...
Tenebris westchnęła. Często miała do czynienia z samotnymi mężczyznami, szukającymi pociechy w alkoholu po zakończonym, burzliwym związku.
Sięgnęła po niebieską butelkę i wlała do 2/4 naczynia, po czym resztę wypełniła zielonym płynem. Na wierzch sypnęła różowy proszek i podsunęła Rodianinowi pod nos.
— Do dna — wymruczała czule. — Pierwszy na koszt firmy...
Zarejestrowała jak obcy patrzy na nią z wdzięcznością i jednym haustem wypróżnia szklaneczkę.
W ciągu jej zmiany trafiły się trzy złamane serca, jeden kutas, chcący zdradzać swoją panienkę i pięciu kolesi, opłakujących wpadki ze swoimi damami. Bo antykoncepcja była taka droga...
W ogólnym rozrachunku zmiana była dość przyjemna, zero bójek, żadnych pseudio-gwałcicieli... sielanka.
Wymieniła ją wysoka brunetka o ciemnych, brązowych oczach, której imienia Tenebris nie znała. Odpowiedziała na jej uśmiech i zeszła na zaplecze, chcąc wykonać pozostałą część swojej pracy.
Dmuchnęła w zakurzoną szafkę, kaszląc cicho, gdy kurz dostał się do jej nozdrzy. Przetarła butelki szmatką i ustawiła w innej kolejności. Żadna z mieszanek nie wydawała się nieświeża. Sięgnęła po pękaty słoik, wypełniony fioletową cieczą i spojrzała na niego z fascynacją. Kolor tak bardzo przypominał ostrze jej miecza... Tak bardzo kojarzył się przyjemnym metalem, ciążącym w dłoni, gdy wymachiwała światłem z morderczą precyzją. Westchnęła z tęsknotą i przygryzła usta. Tęskniła, to na pewno. Wydawała się teraz sobie taka dorosła, w porównaniu z dziecinnością w zakonie. Jej dzieciństwo skończyło się wraz z opuszczeniem murów świątyni...
Gdyby jednak ktoś spytał ją, czy żałuje podjętej decyzji, nie wahałaby się przed odpowiedzią. Nie żałowała.
Westchnęła, zerkając na holoprzekaźnik w rogu kanciapy. Wskazywał późną godzinę. Godzinę świadczącą o tym, że powinna już skończyć...
Odsunęła się od szafek i chwyciła czarny, plastykowy worek, chcąc zwieńczyć pracę wyrzuceniem śmieci; w związku z czym udała się do tylnego wyjścia i powoli przekroczyła próg.
Stanęła na palcach i wrzuciła odpady do zsypu, po czym otrzepała dłonie i odwróciła się w kierunku drzwi.
Postąpiła kilka kroków i znieruchomiała, słysząc cichy płacz, dobiegający jej uszu. Wyraźnie dostrzegała ciche, dziecięce szlochanie; ale stłumione w jakiś niewytłumaczalny sposób. Podążyła za dźwiękiem, wyczulona na otaczający ją świat. Odruchowo przelotnie oparła dłoń na udzie i opierając się o ceglany, stary mur posunęła naprzód, skupiając się na Mocy. Puściła wici, chcąc wysondować okolicę, ale niewiele jej to dało. Mistrzowie nie mylili się na pewno w jednym; była słaba. Cholernie słaba. Popełnili jednak inny błąd, myśląc, że mogą ją wysłać na korpusy rolnicze.
Nie była stworzona do takiego życia i przechytrzyła przeznaczenie, uciekając od podłego losu.
Wyjrzała delikatnie zza osłony i dostrzegła dwóch mężczyzn; jeden był wysokim Twi'lekiem, a drugi o głowę niższym człowiekiem. Kojarzyła ich oboje. Byli dziś w barze, zamówili podwójne drinki i zostawili sporo gotówki.
Później jej wzrok trafił na coś jeszcze. Małą, bezbronną dziewczynkę, z przerażeniem przyciśniętą plecami do ściany. Nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Bluzkę miała w połowie zerwaną; odsłaniała jej nagie, dziecięce ciało i niewyrośniętą, drobną pierś. Tenebris zasłoniła usta dłonią, zaskoczona sceną, rozgrywającą się na jej oczach. Twi'lek sięgnął do krocza dzieciaka, opierając masywną dłoń na jej drobnym udzie. Człowiek tylko się śmiał i klaskał w dłonie, gdy maluch z przerażeniem błagał o litość.
W oczach ofiary zalśniły łzy, załkała żałośnie i otworzyła usta, gdy mężczyzna zakneblował ją rąbkiem koszuli. Bris zadrżała, sięgając dłonią do miecza.
Człowiek zbliżył się nieco i nagłym, gwałtownym ruchem przycisnął dziewczynkę do ściany, łapiąc za kark i śmiejąc się gardłowo. Przesunął oślizgłymi ustami po jej drobnej szyi i przyparł kolanem, mrucząc lubieżnie.
Tenebris sparaliżował strach. Nie mogła nie zareagować. Tam właśnie gwałcono małe dziecko. Ale co miała zrobić? Była tylko barmanką. Nie pobiegnie po szefa. Maluch nie przeżyje do tego czasu. Jeśli zareaguje to ona trafi na jej miejsce. Jeśli tego nie zrobi, wyrzuty sumienia będą ją gnębić do końca świata. Słuszne wyrzuty sumienia.
Istniała jeszcze trzecia alternatywa.
Sięgnęła pod spódnicę i zacisnęła dłoń na metalowym cylindrze. Mogła go użyć. Mogła uratować dziecko. Mogła...
Ale wtedy się zdradzi. Wtedy będzie musiała odejść. Wtedy straci kolejne życie, które dopiero co rozpoczęła.
Do jej uszu dobiegł dźwięk zamka błyskawicznego. Zobaczyła jak Twi'lek rozpina rozporek, a człowiek opuszcza spodnie.
Tego było już za wiele.
Wyszarpała miecz świetlny i uruchamiając fioletowe ostrze skoczyła wprzód tnąc z niezwykłą precyzją. Człowiek opadł na ziemię, trzymając się za kikut penisa. Twi'lek krzyknął przeraźliwie, padając na ziemię skrócony o pierdoloną głowę.
Nie miała poczucia winy. Nie żałowała śmierci, jaką zadała. Spojrzała w oczy leżącego mężczyzny. Znał ją. Widziała, że ją poznał.
— Jesteś... jesteś Jedi... — wyskomlił żałośnie, jęcząc w agonalnym bólu.
Kiwnęła głową.
— A ty trupem...
I machnęła zamaszyście i jego pozbawiając życia.
Spojrzała w bok na przerażoną dziewczynkę. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i powoli zbliżyła, chcąc uspokoić zrozpaczonego malucha. Wyciągnęła dłoń, chcąc użyć Mocy, ale i teraz Moc ją opuściła. Posunęła się naprzód...
Dziecko krzyknęło i rozpłakało się rzewnie, padając na małe kolanka. Zwinęło w pozycję embrionalną i ryczało gorzko, bojąc się tego strachu. Tego czarnego jak diabeł koszmaru, stojącego nad nią z fioletową pałką. Drżało na całym ciele, zanosząc się szlochem. Drżało, nie wiedząc, co uczynić.
A Tenebris uciekła, czując w Mocy zbliżającą się obecność. Obecność dwóch ludzi, zbawionych zamieszaniem.
I czym prędzej rozmyła się w powietrzu, chcąc uniknąć niepotrzebnego rozgłosu.
Jeszcze tego samego dnia ulotniła się z miejsca pracy. Jeszcze tego samego dnia, okryta płaszczem, z kapturem naciągniętym na głowę szwendała się po ulicach Coruscant, nie wiedząc, co ze sobą począć. Nie wiedząc, co zrobić. Straciła kolejne życie, kolejną szansę. Kolejny cel...
Znowu wróciła do martwego punktu. Znowu wróciła do sytuacji wyjściowej. Znowu musiała skupić się na ogłoszeniach w HoloNecie, szukając nowej roboty. Szukając roboty, którą zarobi na własne utrzymanie.
Miała na to całą wieczność.