"Margines społeczeństwa"
Przechadzała się po wąskich uliczkach, obserwując uważnie otaczającą ją rzeczywistość. Przyglądała się obcym przybyszom, oglądała towary zręcznie, niczym wyszukany kupiec i napawała widokiem świateł, migoczących w tę piękną, przełomową noc. Podziwiała cienie tańczące po ulicach, posyłała uśmiechy obcym, kierującym na nią spojrzenie różnej-ilości-oczu. I tańczyła. Tańczyła jak głupia, nie zwracając uwagi na tłum, patrzący na nią z zaskoczeniem.
Podziwiała wystawy za szybami sklepów, przyglądała się neonom, migoczącym w ciemności. Obserwowała obcych, rozmawiających ze sobą swobodnie. Uśmiechała do mężczyzn, wypróżniających powoli butelki wysokoprocentowych trunków. Patrzyła na ogień, płonący na jakimś ognisku, przy którym grzali się mieszkańcy w poobdzieranych ubraniach. Po prostu cieszyła się. Cieszyła się życiem i wolnością.
Jak można było się domyślić, sielanka nie trwała długo. Bowiem już o poranku zorientowała się jak niewiele posiada. Spojrzała na kredytki, ciążące jej w kieszeni i zrozumiała, że nie przeżyje za to nawet tygodnia... a może nawet dnia. Posmutniała, orientując się w jak beznadziejnym położeniu się znalazła. Ale nie mogła wrócić. Wyślą ją na korpusy rolnicze. Nie wróci. Nie wróci i nie będzie szkolić się na Jedi. Nie będzie trwać przy ideałach, które tak bardzo nie zgadzały się z jej wewnętrznym ja. Nie będzie udawać, że potrafi i nie będzie się starać potrafić. W końcu nie była godna rangi Jedi. Bowiem przy jej sercu wisiał mroczny sekret. Sekret, który znała tylko ona. Ona, ten kutas-zabójca i miecz, schowany w połach płaszcza.
Płaszcza... właśnie. Miała na sobie płaszcz, który naprowadzał na jej... profesję. Musiała się go pozbyć i zdobyć jakieś ubrania. Musiała ubrać się jak normalna cywilna dziewczyna i znaleźć robotę, za którą będzie mogła rozpocząć nowe życie.
Pieniądze, jakie jej zostały wydała na drobny posiłek. Nie było jej stać na odzienie, a tym bardziej nic wykwintnego. Całe życie była trzymana w ryzach, poza centrum tego odpowiedzialnego-skomplikowanego świata. Nie orientowała się w nim. Nie wiedziała jak działa polityka, czy gospodarka. Była totalnym laikiem, rzuconym na głęboko wodę. Na własne, cholerne życzenie.
Po kilku godzinach tułaczki po odpowiedzialnym-dorosłym-pełnym-trudu świecie zniżyła się do poziomu, o którym nigdy wcześniej by nie pomyślała. Udała się do punktu pomocy osobom bezdomnym. Bezdomnym i biednym.
Nie miała ani domu, ani grosza przy duszy. Więc nazwa miejsca, ku któremu zmierzała niezbyt mijała się z prawdą.
Gdy znalazła się na miejscu, uderzył w nią obraz nędzy i rozpaczy. Stojące w kolejce istoty były wychudzone, brudne i odziane w poniszczone, dziurawe ubrania. W powietrzu unosił się smród potu, moczu i stęchlizny. W pierwszej chwili pomyślała, że zwymiotuje, ale wstrzymała odruchy i ustawiła się w kolejce, kryjąc twarz w kapturze.
Potrzebujących było mnóstwo; wpuszczani byli do ośrodka po kilka sztuk i wychodzili z płóciennymi workami różnej zawartości. Dodatkowo upał dokuczał niemiłosiernie; czuła jak gotuje się w swoim ubraniu, lecz na szczęście ludzie ze sfer tak niskich jak Ci tu nie zorientowali się o jej pochodzeniu. Powiodła wzrokiem po nędznych twarzach, brudnych, posklejanych i pełnych wesz włosach ludzi i kikutach rąk lub nóg niektórych kolejkowiczów. Spojrzała w bok i zderzyła się spojrzeniem z zielonymi oczami drobnej dziewczynki.
Dziecko nie mogło mieć więcej niż pięć lat. Było brudne i wychudzone. Brązowe włosy związane miało prowizorycznymi gumkami w dwa, niechlujne kucyki, a na małe ciałko narzuconą zieloną, podartą tu i ówdzie sukienkę w różowe kwiatuszki. Tenebris zauważyła, że maluch przyodziewał tylko jednego, dziurawego bucika, a drugą stopę miał bosą. Dostrzegła niezauważalne drgnięcie ust dziewczynki, jej małą, brudną rączkę ściskającą pluszowego misia bez jednego oka i poczuła żal. Żal o to, że ktoś taki jak to dziecko nie ma szczęśliwego dzieciństwa. Żal o to, że ona też go nie miała, a raptem kilka godzin temu ofiara jaką poniosła miała okazać się żmudna.
Odwróciła wzrok, gdy poczuła świdrujący wzrok dziewczynki. To tylko bachor, ale była Jedi; niemalże czuła, że przewierca ją na wylot i bez problemu poznaje wszystkie sekrety, ukryte w jej czarnej duszy. Zacisnęła powieki i przygryzła usta, mając wrażenie, że popada w paranoję.
Czekała pod punktem długie godziny, ale gdy wreszcie nadeszła jej kolej wcisnęła się posłusznie w spory magazyn, gdzie w kupach ułożone były stery ubrań, środków czystości i żywności. Dostrzegła kobietę, rozpatrującą sprawę mężczyzny przed sobą, który tłumaczył jej łamanym językiem co potrzebuje i na czym najbardziej mu zależy. Urzędniczka miała rude loki związane w koka i ogromne okulary w ciężkich oprawkach, znacząco dodające jej powagi. Notowała coś w datapadzie z każdym słowem jegomościa. Bris poczuła, że nie może się z nią zetknąć. Odniosła wrażenie, że to skończyłoby się bardzo źle.
Korzystając z Mocy, na tyle na ile potrafiła, przemknęła ostrożnie w bok i zwinęła ze sterty ubrań wytarte spodnie i ogromną, cywilną bluzę, by po chwili bezszelestnie wymknąć się z przybytku.
Zaszyła się za barakami i nabrawszy pewności, że nikogo nie ma w pobliżu rozebrała, przywdziewając poniszczone, ale w miarę czyste ubranie, które przed chwilą zwinęła. W tunice Jedi, którą pozostawiła pod bluzą schowała miecz świetlny, który nie wzbudzał podejrzeń spod obszernego ubrania.
Kolejne dni spędzała na studiowaniu ogłoszeń o pracę, porozmieszczanych w różnych częściach HoloNetu. Spała pod sklepami, na dachach i przy śmietnikach. Żywiła się słabo, jedzeniem z drobnych kradzieży, ale jakoś udawało jej się przetrwać. Szukała wytrwale pracy, lecz nie mogła znaleźć nic użytecznego. Dlatego, gdy trafiła na chęć zatrudnienia barmanki od razu udała się na miejsce.
Przed spotkaniem zajrzała do łaźni publicznej i skorzystała z odświeżacza, by nie odstraszyć smrodem potencjalnego pracodawcy.
Przed spotkaniem zajrzała do łaźni publicznej i skorzystała z odświeżacza, by nie odstraszyć smrodem potencjalnego pracodawcy.
Powitał ją wysoki, barczysty mężczyzna, schludnie ubrany, o jasnej karnacji. Miał szare oczy i krótko przystrzyżone włosy. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów i zapytał wprost, czego tu szuka. Gdy wyjaśniła mu powód swojej wizyty, parsknął śmiechem, klepiąc się po masywnym udzie.
— Ty? Barmanką? Wyglądasz jak siedem nieszczęść... — pokręcił głową, przecierając ośliniony podbródek. — Zresztą barmanka to słabe określenie na tę robotę...
Tenebris posłała mu pytające spojrzenie.
— Owszem, przygotowujesz drinki, ale masz to zrobić tak, by zachęcić klienta... pokazując mu przy tym to i owo — puścił jej oczko i dotknął przelotnie jej policzka. — Jeśli wiesz, co mam na myśli...
Oczywiście, że wiedziała. Wyczytała to z jego twarzy zanim to powiedział. Nie była jednak przekonana, czy taki sposób pracy nie odbije się zanadto na jej psychice... ale czasowo przecież mogła spróbować. Zdobędzie trochę pieniędzy, a potem znajdzie inną pracę...
Przygryzła usta i westchnęła.
— Rozumiem, ale... czy mogłabym?
Mężczyzna spojrzał na nią, jeszcze raz uważnie lustrując ją spojrzeniem. Pokiwał głową z dezaprobata.
— No, nie jesteś brzydka. Ciało też masz raczej niezłe, co słabo widzę spod tego niechlujnego ciucha... — roześmiał się gardłowo. — No dobra, możesz spróbować, ale będzie trzeba zrobić coś z Twoim wyglądem. I przede wszystkim, pamiętaj, że masz nikomu nie dawać. Tego nie mamy w cenie.
Tenebris posłała mu pytające spojrzenie.
— Owszem, przygotowujesz drinki, ale masz to zrobić tak, by zachęcić klienta... pokazując mu przy tym to i owo — puścił jej oczko i dotknął przelotnie jej policzka. — Jeśli wiesz, co mam na myśli...
Oczywiście, że wiedziała. Wyczytała to z jego twarzy zanim to powiedział. Nie była jednak przekonana, czy taki sposób pracy nie odbije się zanadto na jej psychice... ale czasowo przecież mogła spróbować. Zdobędzie trochę pieniędzy, a potem znajdzie inną pracę...
Przygryzła usta i westchnęła.
— Rozumiem, ale... czy mogłabym?
Mężczyzna spojrzał na nią, jeszcze raz uważnie lustrując ją spojrzeniem. Pokiwał głową z dezaprobata.
— No, nie jesteś brzydka. Ciało też masz raczej niezłe, co słabo widzę spod tego niechlujnego ciucha... — roześmiał się gardłowo. — No dobra, możesz spróbować, ale będzie trzeba zrobić coś z Twoim wyglądem. I przede wszystkim, pamiętaj, że masz nikomu nie dawać. Tego nie mamy w cenie.
Do tego pana:
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że znowu jestem pierwsza XDD
Siedzę w piżamce, pod pierzynką. Znalazłam czas w tym rozgardiaszu. I tak chcę spędzić mój dzień! XD Pisząc, bo mi tego strasznie brakowało...
Szybko przeczytam i no...
No cóż, rozdział czyta się dość lekko ^^ Obstawiam, że spotka tego gnojka XD Sorry, jeśli zgadłam :v
Niech Moc będzie z Tobą!
Mała ^.^
Apeluję do tej pani o pisanie nowego rozdziału. No jusz. Bierz się do roboty śpioszku
OdpowiedzUsuńOmg totalnie zapomniałam... wybacz xd
OdpowiedzUsuńSUPER! Mi rozdział bardzo się podoba pisz dalej, bo widzę, że stoimy w miejscu... Bris, czeba było się posłuchać ObiWana!
NMBZT!
Meg ^^
Super piszesz, rozdział super.
OdpowiedzUsuńTo jest nieco zbyt psychologiczne jak na mój pokręcony mózg, ale trudno i tak jest fajne.
Czekam na next.
NMBZT!